„Pasztety” na rowerach, czyli o trudach dojrzewania

Nastolatki potrafią być okrutne, a w swym okrucieństwie bardzo sprytne. Łatwo znajdą czuły punkt ofiary, którą zapragnęły wyśmiać lub w inny sposób obrazić. Plotki, obmawianie, bardziej lub mniej wymyślne epitety, zabieranie rzeczy… któż z nas w szkole nie był w takiej sytuacji oprawcą lub ofiarą, a co najmniej świadkiem tych form przemocy? Nie są one niczym niezwykłym, ale czy potrafimy sobie z nimi radzić? I nie mówię tu o dzieciach i nastolatkach, ale o dorosłych, do których te powinny móc i chcieć się zwrócić, gdy zetkną się z przemocą. Z moich czasów pamiętam, że nauczyciele, a nawet szkolny pedagog, nie zawsze dawali radę wesprzeć nas w takich sytuacjach.

Dziś może im być jeszcze trudniej. Agresja jest zawsze na bieżąco ze sposobem życia społeczeństwa, zawsze o krok przed ofiarą lub tymi, którzy chcieliby ją zwalczać. Współcześnie przybiera szczególnie niebezpieczne oblicze pod postacią cyberprzemocy, która nie kończy się w chwili opuszczenia grupy rówieśników. Nastolatki spędzają dużo czasu w internecie, a stosunki ze szkoły przenoszą się do sieci – a przemoc lubi się tam potęgować, bo agresorom łatwiej zachować anonimowość.

Patrząc na to, jak bardzo brakuje nam pomysłów na to, jak radzić sobie z hejtem w internecie, nic dziwnego, że nie potrafimy przed nim chronić jego młodych użytkowników. Zwłaszcza że ci bywają lekkomyślni, ufni i nie zawsze są w stanie przewidzieć konsekwencje swoich poczynań. Niedawno opublikowany raport Najwyższej Izby Kontroli wykazał, że w Polsce brakuje rozwiązań systemowych, które w sposób spójny i na dużą skalę zapewniałyby odpowiednie wsparcie ofiarom, nauczycielom i rodzicom zmagającym się z cyberprzemocą. Tymczasem skala tego zjawiska jest większa niż można by się było spodziewać – według badań NIK zetknęło się z nim prawie 40% uczniów!

Na tle innych europejskich krajów Polsce jeszcze nie jest podobno najgorzej. Francja należy do państw UE, w których ryzyko wystąpienia cyberprzemocy jest najwyższe – wyższe niż m.in. w Niemczech i Polsce. Być może właśnie dlatego francuska autorka (choć mieszkająca w Wielkiej Brytanii), Clémentine Beauvais, zdecydowała się poruszyć ten temat. Jednak jej wybitna powieść dla młodzieży, „Pasztety, do boju”, daleka jest od roztrząsania tematu i moralizowania. Trzy gimnazjalistki, które zostały przez szkolnego kolegę „wyróżnione” w fejsbukowym plebiscycie na „Paszteta roku”, oczywiście nie są tym zachwycone – delikatnie mówiąc. Udaje im się jednak porozumieć i połączyć siły, by odkryć, że łączy je coś jeszcze – każda z nich ma osobisty powód ku temu, żeby w Święto Narodowe Francji, 14 lipca, wkraść się na przyjęcie w Pałacu Elizejskim. Planują więc rowerową podróż do Paryża, którą sfinansują sprzedając – no co mogą sprzedawać? PASZTETY, czy raczej paszteciki. Opiekować się nimi będzie Słońce na inwalidzkim rydwanie, a po drodze czeka je wiele niespodzianek. Doświadczą uroków dojrzewania i przekonają się o jasnych i ciemnych stronach internetu.

Zakochałam się w Trzech Pasztetach. Poza tym, że brzydkie, grube i zakompleksione są też trochę naiwne, ale dzięki temu realizują najbardziej nieprawdopodobne pomysły. Potrafią być też sarkastyczne, sprytne i odważne, ale też marudne i nieśmiałe. Beauvais stworzyła zestaw ciekawych i autentycznych postaci, podobnie jak i świat, w którym one funkcjonują jest autentyczny. Dodatkowo problemy, z którymi stykają się główne bohaterki, to nie tylko kompleksy i przemoc skierowana do nich w internecie. Pojawiają się tu też wątki rasizmu, feminizmu, polityki… wszystko to, co bardziej lub mniej bombarduje nas w codziennym świecie. A całość rozładowuje bezpretensjonalne poczucie humoru.

Choć „Pasztety…” mogłyby się wydawać książką lekką i humorystyczną, ich walor edukacyjny jest bezcenny. To wspaniała lektura zarówno dla nastolatków, jak i dla dorosłych, którzy może nawet nie zauważą, jak łatwo przyszło im uwierzyć w to, że nie zawsze trzeba chować głowę w piasek, a wrogość i przemoc można zwalczać odrobiną ironii i szaleństwa. Nie wiem, czy opowieść o Pasztetach może być realną pomocą dla nastolatków, którzy padli ofiarą cyberprzemocy, ale cóż, naiwnie wierzę w magiczną moc literatury. Niech będzie ona chociaż wsparciem – a to już coś.

 

 

 

 

 

 

4 uwagi do wpisu “„Pasztety” na rowerach, czyli o trudach dojrzewania

  1. Mnie się zdarza sięgać po literaturę młodzieżową, ale o tych Pasztetach, to jeszcze nie słyszałam! Świetna propozycja, wspaniała recenzja. Będę mieć ten tytuł na uwadze.

    Polubienie

Dodaj komentarz