Po przeczytaniu pierwszych stron „Jesieni” Karla Ove Knausgaarda, pomyślałam, że sięgnięcie po nią nie było dobrym pomysłem. Nie tu i nie teraz. Nie w tym strasznym upale, który nawiedził Polskę kilka dni temu. Nie kiedy po głowie kołacze ciągle lista rzeczy do zrobienia, a wszystko co miało nadejść „kiedyś, za parę miesięcy”, nadchodzi właśnie teraz, zaraz, za chwilę. W dodatku wynurzenia przyszłego ojca na temat ciąży, która dla niego jest jedynie ideą nowego życia, wciąż jeszcze abstrakcyjną, romantyczną, nieodgadnioną… cóż, rozumiem jego perspektywę, ale naprawdę niełatwo to czytać, kiedy nogi puchną coraz bardziej, a upał nie jest zwykłym upałem, tylko zabójczym niemal gorącem determinującym każdy oddech i spowalniającym każdy i tak już spowolniony trzecim trymestrem ciąży ruch.
Na szczęście jednak nie odłożyłam tej irytującej książki na bok. Na szczęście, bo z każdym kolejnym podrozdziałem pozwalałam Karlowi Ove wciągnąć mnie w jego świat, ilustrowany obrazami Vanessy Baird. Ten świat to codzienność, którą autor opisuje w najdrobniejszych szczegółach. Pojawia się tu jego żona i trójka dzieci, znajomi, a także, w „Listach do nienarodzonej córki”, którymi przeplatane są kolejne rozdziały odpowiadające trzem jesiennym miesiącom, narracja kierowana jest do najmłodszego dziecka, które jeszcze jest przede wszystkim zapowiedzią nowego życia.
Jednak esencją tej książki są podzielone na dwu- lub trzystronicowe podrozdziały zawierające rozważania na temat poszczególnych elementów rzeczywistości, którym autor przygląda się z bliska, a nawet bardzo bliska, często dostrzegając w nich nie zawsze oczywiste piękno. Znajdziemy tu więc poetycki opis wymiocin, rozważania nad kształtem muszli klozetowej i butelki, a także refleksję na temat „Dzienników” Gombrowicza i fotografii Augusta Sandera. Szczegółowo i z pewnym dystansem Knausgaard opisuje to wszystko, na co składa się nasza codzienność: relacje ludzi i przedmiotów.
W miarę czytania czułam, jak głębiej oddycham i uważniej przyglądam się rzeczom. „Jesień” to kolejny dowód na to, że dobra literatura może być w życiu drogowskazem cenniejszym niż modne poradniki mindfulness, hygge itd. Knausgaard pokazuje uważne, pełne refleksji i literatury życie w praktyce, a przy tym nic nie obiecuje, nie narzuca i nie daje gotowych przepisów. W dodatku „Jesień” to skarbnica cytatów na temat życia, rzeczy i relacji.
Po przeczytaniu tej pierwszej części serii „Cztery pory roku”, już wiem, że sięgnę po kolejne: „Zimę”, „Wiosnę” i „Lato”, nawet jeśli ich tytuły niekoniecznie będą zgodne z otaczającą mnie aurą, a tyle jeszcze rzeczy będzie do zrobienia.
Nie znam tego autora, ale z Twojego opisu wynika, że trzeba mieć odpowiedni nastrój, żeby przeczytać tę książkę. Zapiszę ją sobie na listę i jak najdzie mnie ochota na melancholijne czytanie na pewno po nią sięgnę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Trafiłaś po prostu na tę książkę w ciekawym momencie – aż nazbyt adekwatnym 😉 Nie słyszałam dotąd o tej powieści, ani nawet o autorze, ale dziękuję Ci za tę recenzję – książka wydaje się ciekawa 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zgadzam się że stwierdzeniem, że dobra literatura to świetny drogowskaz, prowadzący nas do celu, w którym otrzymamy szereg odpowiedzi na dręczące nas pytania. Tytuł zapisuję, po książkę sięgnę, może właśnie jesienią 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba