Kto nie uwielbiał w dzieciństwie wierszy Juliana Tuwima, ten trąba. Albo Słoń Trąbalski. A kto wie, że Tuwim w ogóle nie chciał pisać dla dzieci? Namawiano go, namawiano, a on na to:
– A cóż ja mógłbym dla tych dzieci napisać? (…) Chyba tylko: „To kura i to kura, a ta kura daje nura” – żartował. – I kto chciałby to czytać?
Na szczęście dla nas, a także pokoleń przed i po nas, pan Julian dał się przekonać. Jakże inaczej brzmiałoby nasze dzieciństwo bez „Lokomotywy” i „Dyzia Marzyciela”! Aż trudno wyobrazić sobie czasy, gdy tych wierszy jeszcze nie było.
Właśnie w takich czasach przecież się sam Tuwim wychował. Z braku poezji dla dzieci, jego matka czytała mu Goethego i innych romantyków. Jednak myli się ten, kto myśli, że przyszły poeta jako dziecko nic, tylko wiersze czytał, aż sam zaczął pisać. Zanim poezją pozapełniał bruliony, czarował, psocił i podróżował. A to wszystko w wielokulturowej, przedwojennej Łodzi.
Agnieszka Frączek – językoznawczyni z tytułami naukowymi, której „habilitowany” przed nazwiskiem nie odebrało poczucia humoru – opisała kolejne pasje i przygody Julka, sypiąc dowcipem i zręcznym rymem jak z rękawa. W dodatku cała książka zawiera w sobie zagadkę: napisane przez autorkę wierszyki, stanowiące integralną część treści, inspirowane są najbardziej znanymi utworami Tuwima dla dzieci. Którymi? To już czytelnik musi sam odgadnąć.
„Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim został poetą” czytałam z ogromną przyjemnością, co kilka stron chichocząc pod nosem. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ta książka powstała z chęci zabawy słowem i lekkiego szaleństwa autorki na punkcie słynnego poety. Tekst idealnie zgrał się z dynamicznymi ilustracjami Joanny Rusinek – choć przyznam, że umieszczenie „Pchły Szachrajki” i innych pchłoznawczych pozycji w księgozbiorze Julka troszkę mnie zdziwiło, jako że jej autorem jest o cztery lata młodszy od niego Jan Brzechwa. Choć może to taki literacki żarcik? Tak czy tak, nie żałuję poświęconego tej lekturze czasu. Nie polecałabym jej jednak dla maluchów, a dla starszych dzieci. Takich, które wiersze Tuwima znają i lubią, a więc docenią spryt i kunszt autorki.
Wiersze Tuwima towarzyszyły mi przez całe wczesne dzieciństwo – uczyła mnie ich babcia i mama, a ja chętnie się ich uczyłam na pamięć. Aż trudno uwierzyć, że Tuwim nie chciał się zabrać za poezję dla dzieciaków, bo wychodziła mu ona wspaniale.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Okazuje się, że sam był świetnym dzieciakiem 😊
PolubieniePolubienie
Zgadzam się! Chyba nie ma nikogo, kto by wierszy Tuwima nie znał. A „Lokomotywę” to chyba każdy zna na pamięć (chociaż fragment:))).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Z Tuwima się nie wyrasta 🙂 Sama przeszłam na jego bardziej dorosłe wiersze
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Świetna, pozytywna recenzja 🙂 dzieci nie mam, ale sama chętnie sięgnęłabym po tę lekturę – niby od lat nie mam kontaktu z Tuwimem, ale jednak odruchowo z pamięci parę strof się wyrecytuje bez problemu 🙂 Chyba każdy miał z nim kontakt!
Pozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Uwielbiamy tę książkę! Przywiozłam ją Tosi trzy lata temu jako pamiątkę z Łodzi, od tej pory chętnie i regularnie do niej wracamy:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba